Jak wytrwać w wielkiej saunie...
Pytacie mnie czasem: "Jak tam u ciebie?" i pierwsza myśl, która zawsze mi się w takiej chwili nasuwa to: gorąco. Prawda jest jednak taka, że coraz mniej i mniej mi to przeszkadza - organizm powoli przyzwyczaja się do nowych warunków. Tak jak w zeszłym roku, kiedy podczas podróży do Norwegii cieszyliśmy się i mówiliśmy, że ciepła noc nas czeka, jeśli temperatura nie spadała poniżej 10 stopni, tak i tutaj ewidentnie powoli moje boskie ciało przekonuje się, że można spokojnie wytrwać w ciepłym i wilgotnym klimacie.
Pierwsze zetknięcie z południowo-wschodnią Azją jest dość wstrząsające. Człowiek ma wrażenie, że wszedł do wielkiej sauny i niestety nie ma z niej wyjścia. Jedyne momenty, kiedy łapie się trochę oddechu to:
- moment wejścia pod prysznic; niestety w chwili, kiedy zakręcicie zimną wodę (a niestety w końcu KAŻDY musi to zrobić), wrażenie sauny powraca ze zdwojoną siłą
- moment wejścia do klimatyzowanego pomieszczenia -> jak bolesny jest jednak moment wyjścia - możecie sobie wyobrazić :)
Sądziliście, że pojawi się tutaj również informacja o wskoczeniu do oceanu? Błąd. Woda potrafi być cieplejsza od powietrza :)
Jak sobie zatem radzić na co dzień? Przecież to nie może być tak, że my, wychowani w pachnącej Europie, pryskający się dezodorantami aż do przesady, zawstydzeni najmniejszą kropelką potu, nie mamy na to sposobu. Generalny sposób jest prosty: przyzwyczaić się do potu i go pokochać. Nie ma innej drogi; jeśli zdecydujecie się na podróż w tropiki, dość szybko zrozumiecie, że nasze dezodoranty nie zawsze gwarantują nam "suchość", a zmiana koszulki raz na 10 minut nie wchodzi raczej w grę. Trzeba się zatem przyzwyczaić do potu, pamiętając, że bycie spoconym a bycie - wybaczcie wyrażenie - śmierdziuszkiem niekonieczne jest równoznaczne. Co zatem robimy:
- po pierwsze: regularna kąpiel - nie jest to chyba dla Was zaskoczeniem :) regularna oznacza min. 2-3 razy dziennie. Najlepiej w zimnej wodzie. I najlepiej od razu z włosami, z ich układaniem bowiem możecie sobie dać od razu spokój. Farciarze dzięki wilgoci powietrza będą mieli na głowie baranka, mniej szczęśliwi zaś lwią grzywę (czyli włosy sterczące każdy w innym kierunku).
- po drugie: dezodorant. Nie sprawi, że pot się nie pojawi, ale sprawi, że nie będzie brzydko pachniał :)
- po trzecie: dobry balsam do ciała -> i tutaj drobny trick: najlepiej balsam pod prysznic. Kilka firm oferuje już takie balsamy, ja mam ze sobą wersję Nivea i muszę przyznać, że sprawdza się świetnie. 1 minutę po wyjściu spod prysznica i tak człowiek jest znowu mokry, więc nakładanie zwykłego balsamu mijałoby się z celem. A jeśli użyje się wersji pod prysznic - sytuacja jest dużo prostsza. Dodatkowo zapach takiego balsamu dość długo się trzyma na całym ciele. A jeśli jeszcze trzymacie się zasady numer 1 i bierzecie prysznic min. 2-3 razy dziennie, to naprawdę nie jest źle
- po czwarte: chusteczki higieniczne, jakaś szmatka albo papier - przyda się do przetarcia czoła, włosów, rąk i co tam jeszcze będziecie chcieli. Super sprawdzają się też mokre chusteczki, szczególnie pachnące, bo przynajmniej na sekundę dają wrażenie większej świeżości
Dodatkowo zauważyliśmy, jak radzą sobie z problemem Filipińczycy. Wielu z nich na plecy pod koszulkę wkłada ręcznik. Nie próbowaliśmy tego sposobu, ale kto wie, czy w najbliższym czasie go nie przetestujemy.
Najważniejsze jest jednak to, co napisałam wcześniej - przyzwyczaić się. Pokochaj swój pot :) Reguluje on Twoją temperaturę, żebyś się nie przegrzał(a). A jeśli Ci gorąco, to skocz na zimny sok z arbuza. Człowiek od razu czuje się lepiej. Przynajmniej przez 5 minut :)
PS - o tym, że przy takiej saunie trzeba się dużo nawadniać, wszyscy wiemy :) A sposobów na nawadnianie się na Filipinach wiele... tyle źródełek... i dobrej zimnej wody ;)
PS2 - jeśli ktoś ma jeszcze jakiś pomysł, wizję, ideę - podzielcie się proszę w komentarzach/ Przygarniamy WSZYSTKIE mądre pomysły ;)
Prysznic 2-3 razy dziennie to za mało! Zlituj się, ja z Tobą mieszkam!!!
OdpowiedzUsuń