Disco Filipino style
Ha! Nareszcie chodzimy spać jak ludzie. Nie mogę tego niestety powiedzieć o wstawaniu, bo ludzie wstają tu wcześnie, a nam się jakoś nie spieszy. Ale zawsze to postęp.
W piątek zostaliśmy wyciągnięci przez naszą gospodynię (Niesa) i jej przyjaciółkę (Amor) na rekonesans nocnych rozrywek Panglao. Zaczęło się od chilloutu w restauracjo-baro-pubie Helmut's Place prowadzonym, jak sama nazwa wskazuje, przez sympatycznego Niemca o swojsko brzmiącym imieniu Helmut. Btw., okazuje się, że Helmut jest naszym sąsiadem "przez płot" w wiosce Daorong. Będziemy musieli upomnieć się o kartę stałego klienta i zniżkę na drinki :)
Po sympatycznej wymianie zdań (tak, mamy w Polsce śnieg w zimie; nie, Polska nie jest częścią Zjednoczonego Królestwa) i wzajemnym czelendżowaniu się do różnych aktywności przenieśliśmy się do lokalnej mekki clubbingu - czyli sympatycznej dyskoteki prowadzonej przez Simona - Włocha.
Mam nadzieję, że nikogo moim wpisem nie urażę, ale nie będzie przesady jeśli powiem, że wśród "localsów" czuliśmy się trochę jak Guliwer w krainie liliputów. A przecież swój wzrost określam jako średni...
Atmosfera wakacyjnej imprezowni. Muzyka fajna, ludzi sporo, a z racji tego, że temperatura nawet w nocy nie schodzi poniżej 26 stopni, w powietrzu unosił się też zapach, nazwijmy to, feromonów ;) Ktoś inny użyłby pewnie sformułowania "czuć człowiekiem". Na jedno wychodzi. Wentylatory w każdym rogu nie pomagały, pocieszam się, że płynęli nie tylko turyści, ale też miejscowi. Jest więc sprawiedliwość na tym świecie :) Dress code nie obowiązuje, makijażu mało (i tak by spłynął), wysokich obcasów nie dostrzeżesz, za to japonki albo taniec na bosaka są powszechne. Podobnie jak tańczenie z drinkiem / fajkiem w ręce.
Jak to w wakacyjnych miejscach bywa, kleją się wszyscy do wszystkich, grupa gibających się koczkodanów o europejskiej urodzie (określenie ze względu na dominujący styl taneczny, nie ma na celu zdyskredytowania koczkodanów) poluje na "zwierzynę", Brytyjki patrząc na resztę z góry próbują kogoś wyrwać, hormony buzują, buty giną gdzieś pod stołem (pozdrawiamy innego Włocha, Stefano, który zrezygnował z ich poszukiwania i wsiadł na skuter boso), a jeśli jesteś facetem i na chwilę się odwrócisz, po plecach ręką przejedzie ci jakiś lady boy. Na szczęście nie są zbyt nachalni.
Generalnie wcale nie trudno ich (lady boyów) rozpoznać: przede wszystkim wzrost odbiega od przeciętnego dla filipińskich dziewczyn, po drugie są wylaszczeni (wylaszczone?) bardziej niż przeciętne filipińskie dziewczyny, a po trzecie, co trafnie zauważyła Ola, mają za duży biust :)
Tak czy inaczej impreza udana, uśmiechy rozdawane na lewo i prawo, koszula do wyciśnięcia. Na pewno pójdziemy na kolejną!
Komentarze
Prześlij komentarz