O ludzkich poświęceniach, czyli ile trzeba ścierpieć, by dostąpić raju :)

Ciężko przestawić się na nową strefę czasową. Walka jest bardzo nierówna. Niby to tylko 6 godzin różnicy czasu, ale pierwsze dni to zasypianie na stojąco w ciągu dnia i pobudki w środku nocy :) Piejące za oknem koguty nie mają z tym nic wspólnego. Klimat to też nie taka prosta sprawa. Teoretycznie klimatyzacja jest, ale regulowanie co chwila temperatury jest dość upierdliwe, szczególnie przez sen (wieczorem za gorąco, a jak człowiek już zaśnie to robi się za zimno), więc z dwojga złego wolę już schłodzić sobie sypialnię przed snem a potem polegać na wentylatorze. W ciągu dnia ogromna spiekota. To szczyt pory suchej. Temperatury są bardzo wysokie. Nawet dla miejscowych. Termometr pokazuje takie samo wskazanie niemalże przez całą dobę (w przypadku dnia mówimy o temperaturze w cieniu oczywiście, bo w słońcu to już piekarnik), a deszczu od kilkunastu tygodni nikt nie widział...







Ale ja wcale nie narzekam :) Ja tylko relacjonuję fakty :) Wiedzieliśmy, na co się piszemy i wiedzieliśmy, że przystosowanie się do lokalnych warunków będzie wymagało trochę czasu. A tego mamy raczej dużo i o całkiem długim okresie adaptacyjnym pomyśleliśmy. W końcu nie musimy tu nosić cegieł albo pracować przy rozgrzanym asfalcie (hmmm, ciekawe czy powiem to samo za kilka miesięcy zaglądając do portfela). Nie musimy też co prawda leżeć na plaży i moczyć tyłków w wodzie, ale powiedzmy sobie szczerze: czy ktoś odpuściłby sobie takie widoki?


Alona Beach jest najbardziej znaną plażą na Panglao, szeroko opisywaną na forach podróżniczych. Nie oznacza to jednak, że jest jakoś bardzo zatłoczona. Mamy wrażenie, że Filipiny ciągle czekają na swoje pięć minut jeśli chodzi o swoją ofertę turystyczną. To właśnie czyni z tego kraju interesujące dla nas miejsce. Oprócz niedostępnych, wypacykowanych i odgrodzonych wysokim płotem od okolicy "resortów" widzi się tu prawdziwe życie prawdziwych Filipińczyków. Ze wszystkimi konsekwencjami, ale o tym innym razem.


Oczywiście jak na najbardziej znane miejsce na wyspie przystało, rozpleniła się mocno "komercyjna" oferta. Liczne restauracje, bary, sklepy, stragany ze świeżą rybką, dyskoteki, masaże ("Massaaaaage, Sir? Massaaaaaage, M-am?), oferty rejsów, wycieczek, a przede wszystkim kluby nurkowe. Najliczniejszą grupą obcokrajowców są Niemcy i Brytyjczycy. A i ceny są bardziej dostosowane do tych narodowości niż do filipińskiej średniej.

Sama plaża jest bardzo piękna. Woda krystalicznie przejrzysta i ciepła. Ale planując dzień "plażingu" koniecznie trzeba sprawdzić wcześniej (np. w intenecie) aktualne godziny pływów (przypływ/odpływ). Różnice poziomu wody sięgają ponad półtora metra co sprawia, że podczas odpływu woda sięga zaledwie do połowy łydki. A głębiej się nie wejdzie, bo dno pokrywa zielsko i czające się między nim jeżowce. 




I powiedzcie mi teraz, że to wszystko to naprawdę nie jest ogromne poświęcenie z naszej strony... ;) Możemy liczyć na solidarność w bólu? :)


Komentarze

  1. byłem na Alona Beach na Panglao w maju 2015 aż 9 dni , rzeczywiście jest bardzo drogo i nic ciekawego tam nie ma , polecam Dumaluan Beach , 3,5 km od Alony Beach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzamy :) Dumaluan jest spokojniejsza. Ale to nie jedyna mniej komercyjna plaża na Panglao. O innych plażach pisaliśmy w poście http://www.pod-palmami.pl/2015/05/tu-sa-tez-inne-plaze.html
      Chociaż i tak na całym Boholu/Panglao najbardziej urzekły nas plaże Andy: http://www.pod-palmami.pl/2015/06/anda-nieodkryta-pera-boholu.html

      Usuń

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń