Anda - nieodkryta perła Boholu
Tak to już jest, że większość turystów podąża po utartych szlakach. Bo łatwiej, bo szybciej, bo wiadomo, czego się spodziewać i rośnie szansa na to, że dwu- lub trzytygodniowy, wyczekiwany od miesięcy urlop będzie prawdziwym wypoczynkiem, a nie powodem do nerwów i frustracji.
Myśląc o Boholu w kategoriach turystycznych na pierwsze miejsce pod względem infrastruktury, dostępności rozrywek i atrakcji oraz wskazań w internecie wysuwa się Panglao ze swoją Alona Beach i wszystkimi wadami wynikającymi z "zadeptania" przez turystów. Ale po kilkudniowym pobycie w Andzie nie mamy wątpliwości, że to właśnie przed tą miejscowością w perspektywie najbliższych lat jest świetlana, turystyczna przyszłość, chociaż jest jeszcze trochę w tym kierunku do zrobienia.
Anda to niewielkie, liczące kilkanaście tysięcy mieszkańców miasteczko położone na południowo-wschodnim krańcu Boholu, ok. 100 km na wschód od stolicy (i lotniska) Tagbilaran.
Na dotarcie z Tagbilaran do Andy trzeba zakładać co najmniej 3 godziny. Najwygodniejsza będzie podróż autobusem Southern Star z terminala Dao przy Island City Mall. Można jechać bezpośrednio do Andy (sporadyczne kursy) lub do miejscowości Guindulman autobusem jadącym w kierunku Ubay (bilet 110 pesos od osoby), skąd można złapać tricykla do Andy za 150 pesos (za cały pojazd). Można również skusić się na przejazd minibusem (pod warunkiem, że znajdzie się taki z wystarczająco dużą ilością miejsca na nogi), albo wynajętym motocyklem, tylko tu będzie problem z zabraniem większego bagażu.
Punkt przesiadkowy przy rynku w Guindulman |
Droga z Guindulman do Andy przebiega w odległości ok. 700-1000 metrów od linii brzegowej. Docenia się ład i porządek, a przede wszystkim czytelne oznakowanie hoteli, atrakcji i miejsc użyteczności publicznej.
Widok z tricykla na drogę Anda-Guindulman |
Po dojechaniu do centralnego punktu Anda Poblacion, czyli rynku, zaskakują dwie rzeczy: kompletny brak turystów i bardzo skromna infrastruktura turystyczna.
Właściwie w całym miasteczku jest tylko centralny rynek, kościół, jeden "foodcourt" z kilkoma jadłodajniami i dodatkowo jedna restauracja ("On the road") prowadzona przez francusko-filipińską parę. Wszystko.
Nie dziwi więc, że nieliczni turyści (z rozmów dowiedzieliśmy się, że podczas sezonu "wysokiego" w Andzie jest zwykle mniej turystów, niż na Panglao w sezonie "niskim"; serwis booking.com pokazuje dziesięciokrotnie większą liczbę hoteli dla Panglao niż dla Andy) zwykle przywiązują się do swojego "resortu", gdzie śpią, jedzą, piją i oddają się innym rozrywkom, ewentualnie zwiedzają bliższą lub dalszą okolicę.
Tym, co świadczy o ogromnym potencjalne turystycznym miejscowości, są warunki naturalne, nie mające sobie równych na całym Boholu:
- piaszczyste, szerokie plaże nieodgrodzone hotelami tuż obok centrum miejscowości
- piaszczyste, szerokie plaże ukryte w zatoczkach pomiędzy klifami, zwykle z "resortami" położonymi nad nimi (ale z publicznym dostępem)
- bujna roślinność, urozmaicona rzeźba terenu
- krystalicznie czysta woda (której poziom nie spada do kostek podczas odpływu), żółwie morskie, bogactwo ryb (chociaż niestety także jeżowców) - jest co oglądać przez maskę do snorkelingu, można nurkować z butlą, także w nocy
- cave pools, czyli jaskinie ze słodką, chłodną wodą, w sam raz dla ochłody w tropikalnym klimacie
Słowem: niezmącony spokój w rajskim otoczeniu dla tych wszystkich, którzy mają ochotę rozkoszować się klimatem, naturą, morzem i plażą. Bez hałasu, zgiełku i "naganiaczy".
Sam się tylko po napisaniu tego posta zastanawiam, czy to dobrze, że potencjał miejsca nieuchronnie zrobi z niego w perspektywie kilku lat drugie Panglao... Dla mnie mogłoby pozostać tak jak jest.
PS. Podczas pobytu w Andzie zatrzymaliśmy się w 1 Peace Resort, prowadzonym od jesieni ubiegłego roku przez parę z Findlandii (Antti i Katherine) oraz Oliviera z Francji. Miejsce jest absolutnie olśniewające, a rodzinna i serdeczna atmosfera, jaką tworzą gospodarze oraz dłuuuuugie wieczorne rozmowy przy piwie na długo pozostaną w pamięci. No i hamaki na wieży. Można tak leżeć godzinami i wpatrywać się w morze... Do dzisiaj cieknie nam też ślinka na wspomnienie o przepysznych omletach na śniadanie ;)
W skład rodziny 1 Peace Resort wchodzą też zwierzaki: 4 psy (w tym dwa szczeniaczki-rozrabiaczki Hulda i Taba, które podwędziły nam na plaży ręcznik i buta) oraz mała kicia (Salmiakki), która dorastając ze szczeniakami chyba myśli, że jest psem, tak bardzo pokazuje zęby :)
Polecamy serdecznie! Pokoje dostępne za 800 pesos za dobę, chatki za 1200. Na miejscu do wynajęcia motocykle, kajaki, rowery i maski do snorkelingu.
Chciałam zaznaczyć, że pieski są kochane, choć naganiałam się za Tabą jak pożyczyła sobie mojego buta:)
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony to jest bardzo ładny i dobry but, więc nie ma co się dziwić, że go pożyczyła;)
OdpowiedzUsuńStary łapeć :P Ale pies młody i niedoświadczony, to na butach jeszcze się nie zna ;)
Usuń