Azjatyccy mistrzowie marketingu
Znacie może markę Marmite? Jest to brytyjskie smarowidło do chleba. Niektórzy kochają ten cudny produkt, inni nienawidzą. W oparciu o to właśnie przekonanie specjaliści ds marketingu przygotowali kampanię Love or Hate (kochasz lub nienawidzisz), sugerując, że produkt możesz kochać namiętnie lub równie namiętnie nienawidzić, ale nigdy nie będziesz wobec niego obojętny. Tak samo jest z Azją. Kochasz albo nienawidzisz, ale coś do niej czujesz. Cokolwiek jednak byś nie czuł do samej Azji, coś całkowicie odwrotnego możesz czuć do reklam, z którymi zderzysz się w Azji. U mnie większość z nich wywoływała zwykle minę "ale o co chodzi?" bądź też bawiła do łez.
1. Czas jest względny
Zacznę może powoli. Jak wszyscy wiemy faktu, iż czas jest względny, nikt już dzisiaj nie podważa. Na Filipinach jednakże jest jeszcze bardziej względny niż gdziekolwiek indziej - tam życzenie klientom Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku w maju jest czymś najzupełniej normalnym. Co więcej - należy robić to dobitnie i podkreślać kto życzenia składa. Ok, w Polsce też się to zdarza, wspomniałam jednak, że będę szła powoli prawda? ;)
2. Nie ma tematów tabu
Znacie polskie reklamy pod hasłem płyn do higieny intymnej dla mężczyzn czy też środki na kobiece upławy? W Polsce tematów tabu nie ma, na Filipinach również nie. Problem z brzydkim zapachem z genitaliów? Zadzwoń. Pomożemy :) A wszystko to na uroczym słupie pod szkołą. No cóż :)
3. Prostota przekazu jest najważniejsza
Ta tablica jest moim zdaniem przesłodka. Cena biletu jest przekreślona, a pod nią ktoś napisał, że prawdziwą ceną biletu na wejście na wodospad jest dzielenie się miłością. Jest to swoista reklama przekonań i wpisuje się w kategorię haseł życiowych: kochajcie się, dzielcie miłością, a nie wojną czy jakoś tak. A może jest to po prostu hasło jakiegoś domu uciechy. Ciężko w sumie stwierdzić ;)
5. ... i czasie, pamiętając, że dobry komunikat to prosty komunikat
Kto nie lubi dostawać gratisów? A już jeśli gratisem jest zimne piwo w ciepły wieczór, to nawet człowiek może się poświęcić i pokibicować drużynie niemieckiej na Euro 2016. Nawet jeśli Niemcy grają z naszymi. W końcu nasi nie rozdają piwa czyż nie ? ;)
6. Call to action (wezwanie do działania) podstawą dobrej reklamy
Marketingowcy w Azji wiedzą, że konsumentowi trzeba czasem wprost powiedzieć: zrób to. Język trzeba naturalnie dostosować do odbiorcy reklamy. Przecież 25 letniemu pijanemu Australijczykowi na tajskiej wyspie Phuket nie powiesz: przepraszam Pana, czy byłby Pan tak miły i zajrzał do naszej knajpy? No błagam, tak to można zaprosić angielską królową. Do Australijczyka trzeba wprost: rusz swój tyłek i wpadaj. Może ruszy i wpadnie. Szczególnie jeśli w gorącym klimacie obieca mu się, że dostanie tak zimne piwo, że będzie prawie siusiał lodem. No, a przynajmniej na zimno ;)
Nazwa jakiegoś miejsca może też odnosić się do obecnych trendów na rynku - w modzie są wszelkie wampiry i inne fantastyczne stworzenia. Stąd zapewne salon tatuażu Demon czy też knajpa Krwawo słodkie (można też przetłumaczyć jako cholernie słodkie ;) na Bali.
Wyróżnić się można również poprzez odwołanie do swojej wiary. Ot takie katolickie Filipiny. Jednym z głównych środków transportu jest tutaj tricykl, który pełni rolę taxi. Na większości z nich można znaleźć cytat z Biblii. Albo jakieś hasło w stylu: w Bogu wiara. I potem stoisz na ulicy i chcesz wybrać sobie tricykla i myślisz: hmm, dzisiaj mam zły humor, pojadę z cytatem o Armagedonie. Albo coś mnie brzuch boli, to wybiorę cytat z Hioba. Albo z coś innego. Jest wyróżnik? Jest. Przecież chyba nie sądzicie, że różnią się ceną ;) Nim dotarliście do pierwszego tricykla, cena już została między nimi uzgodniona. Nie podoba się? Idź na piechotę ;)
I tym radosnym akcentem zakończę mój przydługi już wywód. Jak widać na załączonych obrazkach, marketing w Azji ma się dobrze i ciągle się rozwija. Czasem w dziwnych kierunkach, ale zawsze. Do przodu ;)
Kreatywność działów marketingu (bądź też właścicieli różnych biznesów) bywa bardzo... ciekawa i niejednokrotnie nam obojgu oglądanie różnych reklam (w szczególności bilboardów) sprawiało dużo radości, pomyślałam więc, że podzielę się z wami tą radością. A nuż ktoś jeszcze się uśmiechnie ;)
Spokojnie, wielkich analiz marketingowych tworzyć nie zamierzam, odtwarzać pozycjonowania marek czy zgadywać udziałów rynkowych również nie; pokuszę się jednak o niedługie podsumowanie najciekawszych kierunków reklam, które mieliśmy okazję obejrzeć.
Zacznę może powoli. Jak wszyscy wiemy faktu, iż czas jest względny, nikt już dzisiaj nie podważa. Na Filipinach jednakże jest jeszcze bardziej względny niż gdziekolwiek indziej - tam życzenie klientom Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku w maju jest czymś najzupełniej normalnym. Co więcej - należy robić to dobitnie i podkreślać kto życzenia składa. Ok, w Polsce też się to zdarza, wspomniałam jednak, że będę szła powoli prawda? ;)
2. Nie ma tematów tabu
Znacie polskie reklamy pod hasłem płyn do higieny intymnej dla mężczyzn czy też środki na kobiece upławy? W Polsce tematów tabu nie ma, na Filipinach również nie. Problem z brzydkim zapachem z genitaliów? Zadzwoń. Pomożemy :) A wszystko to na uroczym słupie pod szkołą. No cóż :)
Ta tablica jest moim zdaniem przesłodka. Cena biletu jest przekreślona, a pod nią ktoś napisał, że prawdziwą ceną biletu na wejście na wodospad jest dzielenie się miłością. Jest to swoista reklama przekonań i wpisuje się w kategorię haseł życiowych: kochajcie się, dzielcie miłością, a nie wojną czy jakoś tak. A może jest to po prostu hasło jakiegoś domu uciechy. Ciężko w sumie stwierdzić ;)
Proste stwierdzenia najlepiej zdają się trafiać do konsumentów. Po co się zatem trudzić wypisywaniem jakiś godzin otwarcia (które mogłyby ograniczyć wolność konsumenta) skoro najlepiej być otwartym aż do zamknięcia? I jeszcze oferować podróż na księżyc przy pomocy czarnych grzybków? Zdziwieni? Na indonezyjskich wyspach Gili co druga knajpa oferuje taki lot. Nie ma tylko informacji o powrocie ;)
Proste znaczy łatwiej zapamiętają. No i przy okazji można sprzedać kilka benefitów danego miejsca/wydarzenia. Taka nazwa hotelu na przykład. Po co się wysilać i nazywać go np. Królewski dwór? Po co wymagać od biednego konsumenta, żeby sobie budował jakieś wyobrażenia hotelu po nazwie i nie daj bogowie jeszcze miał potem uwagi, że Królewski dwór nie może być bez okien czy mieć niewygodne materace i brudne ściany? Nie lepiej prosto i z grubej rury? Hotel Dobry miły. A jeśli mamy już jeden o takiej nazwie? Co za problem. Dobry miły 2. I problem z głowy ;) Być może genezą tej nazwy było Good night czyli dobranoc, ale finalna wersja jest moim zdaniem lepsza. Bardziej wprost ;)
Prostota przekazu jest ważna w wielu sytuacjach, szczególnie jeśli mówi się do konsumentów na wakacjach. Świetnie sprawdza się wizualizacja różnych sytuacjach. Po co pisać, jeśli można pokazać?
A jak już pisać to prosto, zwięźle i na temat: impreza pijane małpy, pięciogodzinna, wzdłuż wybrzeża Bali z pływaniem i darmowymi drinkami aż do zachodu słońca z najlepszymi DJ. Potrzebujesz więcej informacji? Ale po co ? ;)
4. Znaj dobrze swojego konsumenta: dawaj mu to, czego potrzebuje w danym miejscu...
Wspinasz się na wysoką górę koło miejscowości Ella na Sri Lance. Jest gorąco i parno, słońce nie daje za wygraną. W końcu zlany potem i z wywalonym językiem docierasz na szczyt. Nogi drżą ze zmęczenia, serce z emocji, a wyschnięty jęzor wisi w okolicach stóp. I na tym cudnym szczycie znajdujesz tablicę: zmęczony, głodny, spragniony? Jedyna w okolicy kawiarnia jest tam. Jedzenie i picie (nie jest to może dosłowne tłumaczenie, ale chodzi o sens). I co robią zmachani konsumenci? Najpierw z nabożnym podziwem wpatrują się w tablicę, a potem - zamiast podziwiać widoki z Little Adam's Peak żwawszym lekko krokiem ruszają we wskazanym kierunku. Widoki może dla ducha mogą być strawą, ale ciało chce jeść i pić. Widzieliście kiedyś lepsze umiejscowienie reklamy knajpki? Ja chyba nie :)
Kolejny przykład idealnego umiejscowienia reklamy to park na malezyjskim Borneo. Właśnie przez ponad dwie godziny wdrapywałeś się po skałach, skakałeś przez kamienie i to wszystko pośród dziwnych odgłosów dżungli bądź w pełnym słońcu. Masz ochotę tylko rzucić się do wody i płynąć, płynąć, płynąć.... Z twoich marzeń oczywiście nici, bo zgodnie z poniższą informacją krokodyl już się na ciebie czai, masz jednak alternatywę :)
Zamiast po raz kolejny zmierzyć się z dżunglą i jej dziwnymi odgłosami, możesz wrócić do centrum parku jak angielski lord - łódeczką. Nie zarezerwowałeś jej wcześniej? Nie szkodzi. Pan z łódeczką już na ciebie czeka. Wystarczy podjąć decyzję i zejść na plażę :) I co wy na to? Idealna odpowiedź na potrzebę danego miejsca czyż nie?
5. ... i czasie, pamiętając, że dobry komunikat to prosty komunikat
Kto nie lubi dostawać gratisów? A już jeśli gratisem jest zimne piwo w ciepły wieczór, to nawet człowiek może się poświęcić i pokibicować drużynie niemieckiej na Euro 2016. Nawet jeśli Niemcy grają z naszymi. W końcu nasi nie rozdają piwa czyż nie ? ;)
6. Call to action (wezwanie do działania) podstawą dobrej reklamy
Marketingowcy w Azji wiedzą, że konsumentowi trzeba czasem wprost powiedzieć: zrób to. Język trzeba naturalnie dostosować do odbiorcy reklamy. Przecież 25 letniemu pijanemu Australijczykowi na tajskiej wyspie Phuket nie powiesz: przepraszam Pana, czy byłby Pan tak miły i zajrzał do naszej knajpy? No błagam, tak to można zaprosić angielską królową. Do Australijczyka trzeba wprost: rusz swój tyłek i wpadaj. Może ruszy i wpadnie. Szczególnie jeśli w gorącym klimacie obieca mu się, że dostanie tak zimne piwo, że będzie prawie siusiał lodem. No, a przynajmniej na zimno ;)
7. Obiecuj, obiecuj
Dobra obietnica (nawet jeśli bez pokrycia) jest w azjatyckim marketingu w cenie. Ot taki sklep ze zniżką 100%.....
...czy też szkoła językowa z gwarancją sukcesu.
No chyba nie sądzicie, że ktoś to kiedyś zweryfikował i powiedział im sprawdzam. A czy działa. Oj na pewno. Ja bardzo chciałam wejść do sklepu ze 100% obniżki, ale był zamknięty. Co za pech..
8. Multi-kulti i multi-język
Wiele osób jadąc do Azji martwi się czy da radę się dogadać. Na prowincji różnie z angielskim bywa, ale w miejscach turystycznych nie ma najmniejszego problemu. Nawet reklamy jak widać wyżej mają po angielsku. Co więcej, dbają nie tylko o anglojęzycznych gości. Ot taka knajpka Sushi na tajskim Phuket. Napis po angielsku, tajsku, rosyjsku... Po polsku jeszcze nie ma, ale już niedługo - kto wie ;) Dodatkowo właściciele podkreślają, że knajpka jest halal. Multi-kulti w pełnej wersji ;)
Z językiem jak widać sobie radzą, ale z samym multi-kulti bywa już różnie. W Europie żadna knajpa raczej nie wystawiłaby zielonego kucharza, żeby był jej twarzą, bo zielona buźka zwykle kojarzy się z niestrawnością. W Azji tego tak nie widzą. Jest kucharz? Jest. A że zielony? Taka była farba, czemu się czepiasz? :)
9. Wyróżnij się lub zgiń
Ach, temat rzeka. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia plakatu na Filipinach z hasłem: twój kurczak może być sexy (chodziło o danie na obiad), ale kilka perełek mam. Propozycja nr 1 to Maybank, który promuje się jako 13 najsilniejszy bank na świecie. Hmm, po pierwsze nie wiem do końca co oznacza, że bank jest silny, a po drugie - trzynasty? Naprawdę? Gdyby był pierwszy, nawet trzeci, ale trzynasty?
Kolejny świetny przykład do sklep z zakładami Lotto. Mnóstwo ich na Filipinach. Ale outlet Lotto jest chyba tylko jeden. Co prawda nie wiem czym się konkretnie różni od zwykłego sklepu Lotto, ale wrażenie jest. Outlet znaczy tańszy los. A że przeterminowany - kto by się przejmował ;)
Świetnym pomysłem jest też używanie nazw wszystkim znanych - coś na zasadzie lubię te piosenki, które znam albo byłem w Lądku, ale nie tym w Anglii. Filipińczycy opanowali bardzo dobrze tę lekcję i oto na uroczym Boholu można znaleźć piękny terminal.
Nazwa jakiegoś miejsca może też odnosić się do obecnych trendów na rynku - w modzie są wszelkie wampiry i inne fantastyczne stworzenia. Stąd zapewne salon tatuażu Demon czy też knajpa Krwawo słodkie (można też przetłumaczyć jako cholernie słodkie ;) na Bali.
Wyróżnić się można również poprzez odwołanie do swojej wiary. Ot takie katolickie Filipiny. Jednym z głównych środków transportu jest tutaj tricykl, który pełni rolę taxi. Na większości z nich można znaleźć cytat z Biblii. Albo jakieś hasło w stylu: w Bogu wiara. I potem stoisz na ulicy i chcesz wybrać sobie tricykla i myślisz: hmm, dzisiaj mam zły humor, pojadę z cytatem o Armagedonie. Albo coś mnie brzuch boli, to wybiorę cytat z Hioba. Albo z coś innego. Jest wyróżnik? Jest. Przecież chyba nie sądzicie, że różnią się ceną ;) Nim dotarliście do pierwszego tricykla, cena już została między nimi uzgodniona. Nie podoba się? Idź na piechotę ;)
Cieszę się, że znowu piszecie na swoim blogu.. Temat super... Zresztą wszystkie Wasze wpisy są ciekawe. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękujemy ślicznie :) Na pewno będziemy dalej pisać, mamy jeszcze sporo tematów w głowach, podróży w planach i wspomnień, którymi się chętnie podzielimy :)
UsuńUśmiałam się do łez:) Proszę o jeszcze.
OdpowiedzUsuńObiecuję, że wrócę do tematu :)
Usuń