Ramadan w Malezji, Malezja w ramadanie

Dziś temat istotny. I chyba popularny. Bo niemal każdy podróżnik ze świata zachodniego, tuż po tym jak podekscytowany złapie promocyjne bilety lotnicze do Kuala Lumpur, Penang czy innego Langkawi i zorientuje się, że jego pobyt w muzułmańskiej (w większości) Malezji przypada na okres ramadanu, wpada w lekki popłoch i zaczyna gorączkowo przeczesywać internet w poszukiwaniu informacji, czy to na pewno dobry pomysł, czy nie wpakował się w jakąś beznadziejną sytuację i czy nie grozi mu przypadkiem ukamienowanie, chłosta czy gnicie w lokalnym więzieniu za przegryzienie bułki i napicie się wody pomiędzy wschodem a zachodem słońca. Tak, nie i nie - to skrótowa wersja odpowiedzi dla tych, co nie lubią czytać.


Wszystkim innym zainteresowanym zgłębieniem tematu pobytu turystycznego w Malezji podczas ramadanu polecam dalszą część postu z informacjami praktycznymi, ciekawostkami, naszymi obserwacjami i osobliwościami tego szczególnego okresu.



Samo słowo ramadan jest dość powszechnie znane, warto jednak przytoczyć kilka faktów. Ramadan to dziewiąty miesiąc kalendarza muzułmańskiego (nie pokrywa się z kalendarzem gregoriańskim, więc co roku ramadan przypada w innym okresie), uznawany za święty, gdyż to w tym okresie archanioł Gabriel (zwany w Koranie po arabsku Dżibril) po raz pierwszy ukazał się prorokowi Mahometowi przekazując pierwsze części świętej księgi islamu. Ramadan jest przede wszystkim okresem wyciszenia, pokory, wstrzemięźliwości, skupienia na duchowej stronie życia, ale także na drugim człowieku, relacjach z rodziną. Jest to okres pojednania, w którym powinny być wygaszone wszelkie konflikty i waśnie. Istotna jest modlitwa i jałmużna. Cóż jednak można poradzić, że w powszechnym rozumieniu dla nie-muzułmanów ramadan przyjmuje przede wszystkim formę postu jako najbardziej widoczny (a jednocześnie trudny do pojęcia) element całego miesiąca. Podczas ramadanu muzułmanie nie mogą od świtu do zmierzchu spożywać jedzenia i picia (a na zewnątrz są 32 stopnie i praży słońce), palić papierosów, czy oddawać się cielesnym igraszkom. Wymagana jest kilkukrotna modlitwa w ciągu dnia - a na pierwszą wzywa donośny głos muezina jeszcze przed wschodem słońca. Tylko kobiety w ciąży lub podczas menstruacji, dzieci, osoby starsze lub chore wyłączone są z obowiązku zachowania postu. Ograniczenia nie dotyczą też osób będących w podróży, z tym że te osoby będą musiały "odrobić" każdy dzień postu w innym okresie.

Tyle o stronie teoretycznej, bo nas zawsze i wszędzie interesuje bardziej strona praktyczna. Większość muzułmanów pości. Przynajmniej w przestrzeni publicznej, bo co dzieje się w czterech ścianach domu pewnie tylko jeden Allah wie. Sami jednak widzieliśmy paru osobników popalających papierosy, którzy chowali się za rogiem budynku czy nerwowo rozglądali na boki, czy nikt ich nie widzi. Warto w tym miejscu wspomnieć, że chociaż prawo Malezji mówi o wolności religii, to islam ma jednocześnie status religii państwowej. To osobliwe połączenie świeckiego prawa z religią powoduje, że muzułmanin przyłapany na nieprzestrzeganiu postu może nawet trafić na tydzień do aresztu. Rozmawialiśmy też z naszym znajomym, który powiedział (i jestem prawie pewien, że mrugnął okiem, gdy to mówił), że kiedy wraca do domu po porannej modlitwie, żeby odespać przedwczesną pobudkę, po ponownym podniesieniu się z łóżka zdarza mu się "na pełnym automacie" podejść do lodówki i zanim zorientuje się, że trwa ramadan, zdąży wytrąbić pół butelki coli czy innego napoju. To trochę takie wykorzystywanie doktryny zakorzenionej w wielu religiach, że grzechu nie można popełnić w sposób nieświadomy. Niech pierwsze rzucą kamieniem osoby, którym nigdy nie zdarzyło się położyć plastra szynki na kanapkę w Wielki Piątek ;) Zresztą, opowieść miała ciąg dalszy: ramadan dla niego akurat był okazją do zaszycia się w klimatyzowanym domu, pooglądania zaległych seriali - jednym słowem niewykonywania zbędnych ruchów.


Ale nie wszyscy mają tak różowo. Ramadan to jeden miesiąc z dwunastu, w których ludzie chodzą do pracy, do szkoły. I tu już nie jest tak łatwo, co zresztą widać. Osoby pracujące np. w sklepach już na pierwszy rzut oka wyglądają na lekko osowiałe i przygaszone, czemu w żadnym wypadku się nie dziwię. Mam za to jeszcze więcej współczucia (ale i respektu) dla tych, którzy w tropikalnym klimacie zmuszone są do pracy fizycznej, szczególnie na zewnątrz. Swego rodzaju torturą (ale i kunsztem) jest praca kucharki. Wyobrażacie sobie stanie nad pachnącym garem i brak możliwości rzucenia się na jedzenie mimo tego paskudnego ssania w żołądku? - to jest właśnie tortura. Kunsztem z kolei jest umiejętność przygotowania i przyprawienia pysznego dania bez konieczności jego próbowania.

A jak ramadan wygląda z punktu widzenia turysty? Zwyczajnie. Nie-muzułmanów obostrzenia nie dotyczą i nikt złego słowa nie powie, jeśli zobaczy was jedzących czy pijących napoje w przestrzeni publicznej. Szczególnie w częściach turystycznych, np. na Pantai Cenang. Zresztą po coś te panie przygotowujące smakołyki tam są - naprawdę chcą zarobić, a żeby zarobić, ktoś te dania w ciągu dnia musi kupić i zjeść. Nie jest więc niczym nadzwyczajnym, że w knajpce czy na ulicznym stoisku zostaniecie z uśmiechem obsłużeni przez muzułmankę, która zapyta czy chcecie danie na wynos czy jecie na miejscu. Zero fanatyzmu. Sensacji nie będzie. Dotyczy to tak naprawdę całej wyspy, chociaż w typowo lokalnych okolicach my przyjęliśmy zasadę, żeby z szacunku dla lokalnej społeczności unikać ostentacji: nie paradować przez wioskę zajadając się pysznościami i głośno mlaskając, nie poić się publicznie przed oczami zmęczonego upałem i pragnieniem człowieka. Tyle że to element kultury osobistej, a nie żaden przymus. Na plażach i w turystycznych knajpach życie toczy się po swojemu: ludzie jedzą, popijają piwo czy drinki, pochłaniają lody. Ciężko znaleźć choć jeden element, który odróżniałby tę porę od jakiejkolwiek innej. Żeby uniknąć wątpliwości: nie trzeba ubierać się bardziej konserwatywnie, można pić, palić, a do wody można (należy wręcz!) wchodzić w kąpielówkach czy kostiumie. Kto co lubi.

Pewne różnice w stosunku do pozostałych okresów jednak są. Część lokalnych knajpek z tradycyjną kuchnią malajską pozostaje zamknięta do godzin wieczornych, więc w ciągu dnia wybór jest trochę bardziej ograniczony. Niektóre przydrożne stoiska z jedzeniem i piciem wystawiają się dopiero od godziny 16 - wcześniej nie mieliby klientów. Ale z głodu nikt nie padnie. Sklepy działają, restauracje chińskie, hinduskie czy zachodnie też, podobnie jak sieciówki (KFC, McDonalds, Marrybrown, Starbucks itp.). Chociaż dość osobliwie wyglądają karteczki, że muzułmanom nie wolno kupować jedzenia (nawet na wynos) przed godziną 15. 


Kolejną różnicą są funkcjonujące w wielu miejscach przerwy na iftar. Jest to główny posiłek spożywany po zachodzie słońca, pierwszy po całym dniu wyrzeczeń. Na Langkawi zachód słońca miał miejsce ok. 19:30, więc wiele biznesów zamykało się na godzinę od 19:15 do 20:15, żeby pozwolić pracownikom na napełnienie brzuszków w spokoju.

Trzecią różnicą w stosunku do pozostałych 11 miesięcy stanowiły ramadanowe bazary. Bo o ile w ramadanie w ciągu dnia chodzi m.in. o poszczenie, to po zachodzie słońca nie mniejsze znaczenie ma jedzenie ;) Tradycja ramadanowych bazarów jest dobrze znana w całej Malezji. Również na Langkawi prawie każda większa miejscowość ma swój własny bazar, na którym stoiska aż uginają się pod ciężarem przysmaków wszelkiej maści; pośród nich niektóre serwowane są wyłącznie w tym okresie. Największy bazar na wyspie zlokalizowany jest w Kuah. Ten najbliższy turystycznej Pantai Cenang znajduje się parę kilometrów dalej, w Kuala Muda, kilka kilometrów za lotniskiem. Warto wybrać się na taką kulinarną ucztę, żeby popróbować wspaniałych przysmaków w bardzo przystępnych cenach. Bazary w ramadanie działają codziennie w godzinach 16-19.



Do głowy przychodzi mi jeszcze jedna różnica: o ile w Malezji na co dzień osoby z lekkim snem nie mają łatwo - w porze piania kogutów słychać pierwsze w ciągu dnia nawoływanie muezina do modlitwy - to podczas ramadanu dochodzą do tego także dłuuuuuugie śpiewy w godzinach wieczornych, zaczynające się w okolicach iftar i trwające nawet do godziny 22. Problemem jest to, że w niektórych miejscach dolatują one do ucha z trzech różnych meczetów, a kakofonia dźwięków może przyprawić o lekki ból głowy.

Jednym słowem - podczas ramadanu da się przeżyć :) Co więcej, przyjazd w tym okresie ma swoje zalety. Generalnie ludzi na ulicach jest mniej (niektórzy turyści obawiają się potencjalnych trudności i restrykcji w tym okresie, Malajowie z kolei w tym czasie nie podróżują, gdyż "pospolite ruszenie" następuje bezpośrednio po zakończeniu ramadanu). Ceny, jak na mniej popularny moment w roku przystało, są znacznie niższe. Dodatkowo wiele biznesów przygotowuje specjalne promocje. Nic tylko korzystać!


Na koniec nie można nie wspomnieć o celebrowaniu zakończenia ramadanu. Po miesiącu poszczenia przychodzi miesiąc popuszczenia pasa (Hari Raya Puasa lub Hari Raya Aidilfitri). Jest to ważne dla muzułmanów święto trwające miesiąc (z czego najważniejsze są pierwsze dwa dni, jako że są jednocześnie świętem narodowym i dniem wolnym od pracy), w którym tłumy ludzi przemieszczają się po całym kraju jak nie przymierzając Polacy w Boże Narodzenie. Hari Raya jest bowiem świętem, w którym całe rodziny rozsiane po różnych zakątkach świata jednoczą się ponownie w rodzinnych domach, by wspólnie świętować. Jest wzajemne wybaczanie krzywd i nieprzyjemności, są prezenty dla dzieci (często drobne kwoty pieniędzy), odświętne ubrania i suto zastawiony stół pełen przysmaków przygotowywanych specjalnie na tę okazję, często tylko raz w roku. I to w niebagatelnych ilościach. Hari Raya Aidilfitri nierozerwalnie wiąże się z ideą otwartego domu - chodzi o to, że rodziny, przyjaciele, bliżsi i dalsi znajomi, a nawet nieznajomi odwiedzają się wzajemnie, a każdego z odwiedzających tradycja nakazuje ugościć. Jest też druga strona medalu: gość nie za bardzo może się wykręcić od dań serwowanych przez gospodarza. Byłoby to odebrane jako zniewaga. Im większa więc rodzina i grono znajomych, tym większe ryzyko poważnych zaburzeń układu pokarmowego będących rezultatem przejedzenia. Na szczęście, jeśli ktoś już naprawdę nie może w siebie nic wcisnąć, gdyż jedzenie z poprzednio odwiedzonego domu nie dotarło jeszcze nawet do żołądka, może okazać szacunek gospodarzowi i jego gościnności dotykając dłonią (koniecznie prawą, lewa w Malezji ma konotację "nieczystej") wspólnego talerza.

Ta piękna tradycja nie ominęła także nas. Otwarty dom jest w malajskiej tradycji naprawdę dla wszystkich, także dla obcokrajowców i nie-muzułmanów. Zostaliśmy więc ugoszczeni w domu rodzinnym naszych znajomych z całą serdecznością charakterystyczną dla tego narodu. Były przepyszne dania, rozmowy o tradycji po angielsku i w łamanym malajskim (wybaczcie, musiałem się pochwalić). Było tłumaczenie młodszemu pokoleniu, co to takiego Polska, gdzie leży i że nie, wcale nie mamy białych niedźwiedzi na ulicach. Chociaż pokazane zdjęcie Lasu Kabackiego w zimowej scenerii wywołało spore poruszenie (szczególnie mój strój a'la polarnik w drodze na biegun - fotka była robiona przy -20) i stała się okazją do wyrażenia przez dzieciaki pragnienia, by na własne oczy zobaczyć śnieg. Na koniec oczywiście uśmiechy, wyrazy wzajemnego szacunku, fotki, filmiki. Ale było też drobne poświęcenie z naszej strony: po raz pierwszy od przyjazdu na Langkawi naciągnąłem na tyłek długie spodnie i szybko przypomniałem sobie, jak bardzo nie lubię klejących się w upale do skóry jeansów ;)


Jeśli gdzieś natkniecie się kiedyś na FB czy Youtubie na dwoje białasów stojących w grupie Malajów, którzy z uśmiechem, machając ręką wykrzykują do kamery "Selamat Hari Raya" (tradycyjne świąteczne pozdrowienie), to prawie na pewno jesteśmy to my, Ola i Łukasz. Bogatsi o nowe doświadczenia. Przekonani o szczerej serdeczności i zwykłej ludzkiej życzliwości wznoszącej się ponad religijną odrębność. Nawet jeśli do głosu coraz częściej dochodzą tacy, którzy próbują nam wmówić, że to przepaść niemożliwa do zasypania.

Komentarze

Łączna liczba wyświetleń