Nowe szaty podróżniczek
Dawno temu, kiedy byłam małą dziewczynką (miłosiernie pominiemy ilość lat) usłyszałam bajkę "Nowe szaty cesarza". Bajka, jak bajka szczyciła się morałem, którego jako dzieciak ledwo odrosły od ziemi nie rozumiałam za bardzo. Wraz z wiekiem nabywałam jednak przekonania, że jest to jedna z najmądrzejszych bajek i że naprawdę bardzo, ale to bardzo chciałabym zawsze znajdować w sobie odwagę i mówić, że król jest nagi, kiedy widzę, iż taki jest. Hipokryzja towarzyszy nam jednak wszędzie i zawsze, nie będę zatem ukrywać, że i ja nader często się jej poddaję. Czasem jednak człowieka aż skręca i musi, po prostu musi powiedzieć to głośno. Mnie właśnie skręciło. Pora to z siebie wypluć.
Jakiś czas temu, tuż po tym jak opuściliśmy znowu Polskę, postanowiłam zapisać się na kilka grup na Facebooku o tematyce podróżniczej. Jest ich mnóstwo, mnie szczególnie zaintrygowała jedna z grup głównie dla przedstawicielek płci pięknej. Bez zbędnych formalności zostałam do niej przyjęta i już mogłam cieszyć swoje oczęta wpisami innych "podróżniczek". W zasadzie kilkadziesiąt razy dziennie, bo jak się okazało koleżanki na grupie są bardzo płodne w różne posty, mają dziesiątki pytań i setki komentarzy. Spora ich część była i nadal jest bardzo ciekawa i inspirująca, niektóre jednak sprawiały, że oczy wychodziły mi na wierzch, a ręce się załamywały nad ... nazwijmy to ładnie "podejściem" niektórych pań. Marketingowiec we mnie krzyczał: zrób segmentację i poddaj analizie, kobieta we mnie pukała się w głowę, a podróżniczka modliła się, żeby niektórych z koleżanek z grupy nigdy na swojej drodze nie spotkać. Nie zrozumcie mnie źle, sporo postów na grupie ma dużo sensu, ale jak to w życiu bywa, lepiej pamiętamy te, które nas czymś zaskoczą, a głupota zaskoczyć potrafi.
Naprawdę doceniam wiele postów. Szczególnie te ku inspiracji. Często dziewczyny (tak będę je nazywać, są w różnym wieku, ale duchem wszystkie młode, co jest naprawdę super fajne) wrzucają opisy własnych podróży, zdjęcia, wspominają swoje przeżycia. Takie historie są wspaniałe. Nie tylko inspirują i ciekawią, ale również uczą, że pewne rzeczy można widzieć inaczej (mi się podobało, a jej nie). Nie ukrywam, że bardzo lubię czytać takie posty i oglądać zdjęcia, bo dają mi kopa do planowania dalszych podróży, a czasem wskazują kierunki, których wcześniej nie brałam pod uwagę. Takie informacje przygarniam i z całą pewnością wnoszą one dużo na każdym forum. Często w takich postach pojawia się również sporo informacji praktycznych, konkretne trasy, ostrzeżenia czy porady, bardzo fachowo podane i ciekawie opisane. Z przyjemnością klikam "lubię to", a niektóre wpisy nawet zachowuję sobie na później. Dyskusje pod nimi bywają zażarte, często dopełniając obraz jakiegoś miejsca, budując inny wizerunek w mojej głowie. Przydane i ciekawe.
Sporo osób szuka na forum informacji, zadając pytania w formie postów. Często bardzo sensowne. Naprawdę. O konkretne trasy, miejsca, informacje praktyczne. O to, czy ktoś jest teraz w jakimś miejscu i chce się spotkać. Mam urlop za trzy tygodnie, lubię aktywne zwiedzanie, chciałabym zobaczyć taki kraj/region, co mi polecicie. I znowu: temu dokładnie (jak mniemam) takie fora mają służyć. Pytaj, wymieniaj się wiedzą, doświadczeniami. Czasem pojawiają się propozycje spotkań np. w Warszawie czy Krakowie, wyjścia na piwo czy kawę celem pogadania o wspólnej fascynacji podróżami. I szczerze mówiąc w takich chwilach żałuję ogromnie, że nie ma mnie w Polsce, bo chętnie bym na takie spotkanie poszła. Posłuchać, poznać się, powymieniać się doświadczeniami, zainspirować. Idealne pod moje potrzeby.
Ale jest również grupa osób, które wrzucają takie posty, że człowiek ma ochotę zrobić przysłowiowego baranka w ścianę. Podzielę je na kilka kategorii:
1. Gucio Leniuch
Leci za dwa dni gdzieś, wie o tym od 15 miesięcy, ale nie chce jej się szukać w necie informacji, a nawet przejrzeć jakiegoś bloga, "dajcie informacje wszystkie jakie macie o tym kraju, bo nawet nie wiem jaki to kontynent". Albo właśnie doleciała, ale zamiast wpisać pytanie w google (dzięki czemu mogłaby znaleźć odpowiedź w 3 minuty, bo ktoś spędził parę godzin pisząc posta na swojego bloga dokładnie o frapującym ją temacie) woli wrzucić je na jakąś grupę. Hmm, nie wiem jak wy, ale mam takie wrażenie, że jednak warto samemu poszukać, bo po pierwsze to frajda (przynajmniej dla niektórych), po drugie ty najlepiej wiesz jakiego typu informacje cię interesują, po trzecie - no błagam, historię i flagę tego kraju też mam ci dorzucić do odpowiedzi? Przeczytaj chociaż gdzie ten kraj leży. Zainteresuj się choć ciut. Kup przewodnik. Blogi przejrzyj. A nie oczekujesz wszystkiego podanego na tacy.
2. Powtarzająca pytania
To dość irytujące i coraz częściej na forum pojawiają się komentarze, że ile na bogów azjatyckich można pytać o polecane ubezpieczenie (temat wałkowany średnio raz na trzy dni, wyskakuje w lupce kilkadziesiąt razy) czy też dopuszczalny wymiar walizki w danych liniach lotniczych ("wiem, że w internecie jest napisane, że dopuszczają taki a taki wymiar, ale czy jak moja walizka ma dokładnie taki wymiar to mnie z nią wpuszczą"). Szczególnie w kontekście Ryanair czy Wizzair wydaje się to temat skomplikowany (pojawia się średnio co dwa dni).
3. Poszukująca natchnienia
Te lubię najbardziej, szczególnie jak pojawiają się odpowiedzi. Brzmią najczęściej tak: "hej, chciałabym gdzieś polecieć w tym roku. Co polecacie?" I wtedy w komentarzach zaczyna się lista pytań: a co lubisz (zwiedzać czy leżeć), a czy lubisz historię, a kiedy chcesz lecieć, na ile, jaki masz budżet. Jak już wszystkie pytania (15 komentarzy) zostaną zadane, zaczyna się podpowiadanie. I nagle się okazuje, że panna zwiedziła już Amerykę Środkową, do Południowej nie chce, bo się boi, na ryż ma uczulenie, więc Azja odpada, a zwierząt nie lubi, więc afrykańskie safari też. Hej, została jej Europa. Ale wszędzie już była oprócz Bułgarii. Może jedź do Bułgarii? "Hej, jesteście takie super, zawsze coś podpowiecie, tak zrobię."
I kurtyna opada.
4. Idiotka ukryta
Tak, wiem, można się teraz obrazić i to koncertowo. Co ja poradzę, że niektóre pytania są tak głupie, że człowiek nie wytrzymuje i wali komentarz o braku wiedzy podstawowej? Ja ostatnio (przyznaję się bez bicia) zarzuciłam publicznie głupotę pannie, która zapytała czy ktoś jeździ czasem na samym paszporcie, bo dowód jej się kończy (parafraza cytatu). Tak. Naprawdę o to zapytała. Podróżniczka (chwali się wieloma podróżami), która pyta czy mając PASZPORT czyli dokument uprawniający do podróżowania po świecie może podróżować jeśli nie ma do niego dowodu osobistego. Inny przykład pytań z gatunku kretyńskie (moim osobistym zdaniem) dotyczy pogody. Ona WIE, że wtedy jest w Tajlandii pora sucha, ale czy to znaczy, że NA 100% nie spadnie kropla deszczu? Bo ona deszczu nie lubi. Nawet mało. Ma być całkiem sucho i już. A, leci za dwa lata. Rozumiem pytanie o to czy czasem pada w porze suchej (odpowiadam z doświadczenia własnego: tak, pada w każdym kraju nawet jeśli jest pora sucha), ale prośba o gwarancję na 100% mnie rozwaliła. Inne przykłady litościwie pominę, sugestia jednak moja dla każdego, kto myśli o zadaniu pytania publicznie nad przemyśleniem czy naprawdę idioty z siebie nie zrobi. Szczególnie jeśli zadaje się je pod wlasnym imieniem i nazwiskiem na Facebooku.
Ach i nadchodzi teraz czas przejrzeć się w lustrze i zapytać samą siebie: a ty ile durnych pytań w życiu zadałaś? Ogromnie dużo, z całą pewnością. Co prawda dzisiaj wujek google pomaga mi często ukryć niekompetencję i wiele lat temu nauczyłam się, że czasem lepiej po prostu milczeć uśmiechając się jakby się znało wszystkie odpowiedzi, ale i tak głupich pytań zadałam w życiu i jeszcze zadam mnóstwo. Przed laty zszokowałam Łukasza pytaniem po czym odróżnię pietruszkę od koperku w sklepie (nie lubię ani jednego ani drugiego) i paroma innymi (przemilczmy je dla dobra psychicznego wszystkich), co do dzisiaj wywołuje wielki uśmiech na jego twarzy. Ale o paszport nigdy nie pytałam. Przynajmniej na trzeźwo, prawda? ;)
Naprawdę doceniam wiele postów. Szczególnie te ku inspiracji. Często dziewczyny (tak będę je nazywać, są w różnym wieku, ale duchem wszystkie młode, co jest naprawdę super fajne) wrzucają opisy własnych podróży, zdjęcia, wspominają swoje przeżycia. Takie historie są wspaniałe. Nie tylko inspirują i ciekawią, ale również uczą, że pewne rzeczy można widzieć inaczej (mi się podobało, a jej nie). Nie ukrywam, że bardzo lubię czytać takie posty i oglądać zdjęcia, bo dają mi kopa do planowania dalszych podróży, a czasem wskazują kierunki, których wcześniej nie brałam pod uwagę. Takie informacje przygarniam i z całą pewnością wnoszą one dużo na każdym forum. Często w takich postach pojawia się również sporo informacji praktycznych, konkretne trasy, ostrzeżenia czy porady, bardzo fachowo podane i ciekawie opisane. Z przyjemnością klikam "lubię to", a niektóre wpisy nawet zachowuję sobie na później. Dyskusje pod nimi bywają zażarte, często dopełniając obraz jakiegoś miejsca, budując inny wizerunek w mojej głowie. Przydane i ciekawe.
Sporo osób szuka na forum informacji, zadając pytania w formie postów. Często bardzo sensowne. Naprawdę. O konkretne trasy, miejsca, informacje praktyczne. O to, czy ktoś jest teraz w jakimś miejscu i chce się spotkać. Mam urlop za trzy tygodnie, lubię aktywne zwiedzanie, chciałabym zobaczyć taki kraj/region, co mi polecicie. I znowu: temu dokładnie (jak mniemam) takie fora mają służyć. Pytaj, wymieniaj się wiedzą, doświadczeniami. Czasem pojawiają się propozycje spotkań np. w Warszawie czy Krakowie, wyjścia na piwo czy kawę celem pogadania o wspólnej fascynacji podróżami. I szczerze mówiąc w takich chwilach żałuję ogromnie, że nie ma mnie w Polsce, bo chętnie bym na takie spotkanie poszła. Posłuchać, poznać się, powymieniać się doświadczeniami, zainspirować. Idealne pod moje potrzeby.
Ale jest również grupa osób, które wrzucają takie posty, że człowiek ma ochotę zrobić przysłowiowego baranka w ścianę. Podzielę je na kilka kategorii:
1. Gucio Leniuch
Leci za dwa dni gdzieś, wie o tym od 15 miesięcy, ale nie chce jej się szukać w necie informacji, a nawet przejrzeć jakiegoś bloga, "dajcie informacje wszystkie jakie macie o tym kraju, bo nawet nie wiem jaki to kontynent". Albo właśnie doleciała, ale zamiast wpisać pytanie w google (dzięki czemu mogłaby znaleźć odpowiedź w 3 minuty, bo ktoś spędził parę godzin pisząc posta na swojego bloga dokładnie o frapującym ją temacie) woli wrzucić je na jakąś grupę. Hmm, nie wiem jak wy, ale mam takie wrażenie, że jednak warto samemu poszukać, bo po pierwsze to frajda (przynajmniej dla niektórych), po drugie ty najlepiej wiesz jakiego typu informacje cię interesują, po trzecie - no błagam, historię i flagę tego kraju też mam ci dorzucić do odpowiedzi? Przeczytaj chociaż gdzie ten kraj leży. Zainteresuj się choć ciut. Kup przewodnik. Blogi przejrzyj. A nie oczekujesz wszystkiego podanego na tacy.
2. Powtarzająca pytania
To dość irytujące i coraz częściej na forum pojawiają się komentarze, że ile na bogów azjatyckich można pytać o polecane ubezpieczenie (temat wałkowany średnio raz na trzy dni, wyskakuje w lupce kilkadziesiąt razy) czy też dopuszczalny wymiar walizki w danych liniach lotniczych ("wiem, że w internecie jest napisane, że dopuszczają taki a taki wymiar, ale czy jak moja walizka ma dokładnie taki wymiar to mnie z nią wpuszczą"). Szczególnie w kontekście Ryanair czy Wizzair wydaje się to temat skomplikowany (pojawia się średnio co dwa dni).
3. Poszukująca natchnienia
Te lubię najbardziej, szczególnie jak pojawiają się odpowiedzi. Brzmią najczęściej tak: "hej, chciałabym gdzieś polecieć w tym roku. Co polecacie?" I wtedy w komentarzach zaczyna się lista pytań: a co lubisz (zwiedzać czy leżeć), a czy lubisz historię, a kiedy chcesz lecieć, na ile, jaki masz budżet. Jak już wszystkie pytania (15 komentarzy) zostaną zadane, zaczyna się podpowiadanie. I nagle się okazuje, że panna zwiedziła już Amerykę Środkową, do Południowej nie chce, bo się boi, na ryż ma uczulenie, więc Azja odpada, a zwierząt nie lubi, więc afrykańskie safari też. Hej, została jej Europa. Ale wszędzie już była oprócz Bułgarii. Może jedź do Bułgarii? "Hej, jesteście takie super, zawsze coś podpowiecie, tak zrobię."
I kurtyna opada.
4. Idiotka ukryta
Tak, wiem, można się teraz obrazić i to koncertowo. Co ja poradzę, że niektóre pytania są tak głupie, że człowiek nie wytrzymuje i wali komentarz o braku wiedzy podstawowej? Ja ostatnio (przyznaję się bez bicia) zarzuciłam publicznie głupotę pannie, która zapytała czy ktoś jeździ czasem na samym paszporcie, bo dowód jej się kończy (parafraza cytatu). Tak. Naprawdę o to zapytała. Podróżniczka (chwali się wieloma podróżami), która pyta czy mając PASZPORT czyli dokument uprawniający do podróżowania po świecie może podróżować jeśli nie ma do niego dowodu osobistego. Inny przykład pytań z gatunku kretyńskie (moim osobistym zdaniem) dotyczy pogody. Ona WIE, że wtedy jest w Tajlandii pora sucha, ale czy to znaczy, że NA 100% nie spadnie kropla deszczu? Bo ona deszczu nie lubi. Nawet mało. Ma być całkiem sucho i już. A, leci za dwa lata. Rozumiem pytanie o to czy czasem pada w porze suchej (odpowiadam z doświadczenia własnego: tak, pada w każdym kraju nawet jeśli jest pora sucha), ale prośba o gwarancję na 100% mnie rozwaliła. Inne przykłady litościwie pominę, sugestia jednak moja dla każdego, kto myśli o zadaniu pytania publicznie nad przemyśleniem czy naprawdę idioty z siebie nie zrobi. Szczególnie jeśli zadaje się je pod wlasnym imieniem i nazwiskiem na Facebooku.
Ach i nadchodzi teraz czas przejrzeć się w lustrze i zapytać samą siebie: a ty ile durnych pytań w życiu zadałaś? Ogromnie dużo, z całą pewnością. Co prawda dzisiaj wujek google pomaga mi często ukryć niekompetencję i wiele lat temu nauczyłam się, że czasem lepiej po prostu milczeć uśmiechając się jakby się znało wszystkie odpowiedzi, ale i tak głupich pytań zadałam w życiu i jeszcze zadam mnóstwo. Przed laty zszokowałam Łukasza pytaniem po czym odróżnię pietruszkę od koperku w sklepie (nie lubię ani jednego ani drugiego) i paroma innymi (przemilczmy je dla dobra psychicznego wszystkich), co do dzisiaj wywołuje wielki uśmiech na jego twarzy. Ale o paszport nigdy nie pytałam. Przynajmniej na trzeźwo, prawda? ;)
Hahah skad ja to znam;) podpisuje sie rekami o nogami pod tym tekstem.czasem rece opadaja co ludzie wypisuja na grupach czy forach a co mnie jeszcze najbardziej irytuje ro Ci dajacy "dobre" rady, ktorych nie potrzebujesz.Np pytaniw bylo o towarzysza do Maroko to zaraz fala komenatrzy: jak to dziewczyna do kraji muzulmanskiego itd itd
OdpowiedzUsuńOo, komentarze nie na temat również uwielbiam. A przytoczony przez ciebie przykład jest świetny 😊😊 Hmm, może o tym też trzeba zacząć pisać "głośno" 🤣🤣🤣
Usuń